Założyłam firmowy fartuch, w którym trzymam notesik z długopisem. Wędrowałam między stolikami zapisując zamówienia. Na ladzie zostawiłam zapisane kartki i czekałam, aż Lauren wykona kawę, abym mogła dostarczyć klientom.
– Blondi – zawołałam – Idę na chwilę do szatni.
Nie pytała się po co i dobrze. Nie chcę, aby każdy wiedział o tym, że muszę się wysikać.
Po umyci rąk wyszłam i od razu zabrałam się do pracy. Poruszałam się dość sprawnie między stolikami. Bałam się jedynie tego, że ktoś wstanie gwałtownie i wszystko co mam na tacy wyląduje na mojej koszuli. Gdy wszystko poroznosiłam, poszłam za ladę, aby i tam obsłużyć klientów. Porozlewałam kawy, która została zaparzona w dzbanku.
Do końca zmiany zostało mi pół godziny, więc, aby nie stać w jednym miejscu zabrałam ściereczkę i ruszyłam do pustych stolików. Zaczęłam wycierać brudy oraz zbierać śmieci. Czasami ludzie nie wiedząc jak zachować się w kawiarni. Serwetki zostawiają na stole lub podłodze. Eh. Wiem, że to mój obowiązek sprzątać tutaj, ale bez przesady.
– Megan – przywitała mnie Amber – Oddaj fartuszek i wynocha do domu. Przy okazji zgarnij Sheryl.
Zaśmiałam się pod nosem, ale zrobiłam tak jak chciała. Razem z Lauren zaszliśmy jeszcze do szatni po torby.
– Meg zrobisz popcorn? Zaraz będzie Titanic.
Z jękiem niezadowolenia wstałam do kuchni. Wpakowałam opakowanie kukurydzy z masłem do mikrofali, ustawiając na trzy minuty.
– Meg wyniosłaś śmieci? – zapytała Lauren.
– Nie.
– No to na co czekasz? Ja wczoraj wynosiłam – przypomniała.
W tym momencie miałam ochotę udusić ją. Tak bardzo nie chciało mi się wychodzić z domu.
– Nie mogę jutro? – marudziłam.
– Nie.
Kiedy popcorn był gotowy, wyjęłam worek śmieci z kosza i wyszłam z mieszkania. Windą zjechałam na sam dół. Na tyłach budynku znajdował się kontener. Wyrzuciłam tam śmieci, a gdy wracałam do budynku zauważyłam czarny samochód. Identyczny do tego co miał Zayn. Tylko, że to nie możliwe. On nie wie gdzie mieszkam. A może wie?
Nie. To tylko przypadek. Przecież każdy może mieć taki sam samochód. Weszłam z powrotem do windy. Stanęłam w rogu uprzednio wciskając szóste piętro.
– Szybko Megan. Zaczęło się – zawołała, gdy tylko zamknęłam drzwi.
Zdjęłam buty, a następnie usiadłam na kanapie. Pochrupałam trochę popcornu patrząc w telewizor. Rose biegła właśnie na dziób statku. A Jack był za nią, aby ją uratować.
Przez cały film byłam jakby w mantrze. Nie można mnie odciągnąć. Gdyby była tylko książka przeczytałabym ją sto razy. To najpiękniejsza historia o miłości. Tragicznej miłości.
Na koniec oczywiście rozpłakałam się. Zawsze płaczę. Czasami nawet już na początku.
Dopiero gdy byłam w toalecie sprawdziłam telefon. Miałam kilka powiadomień o próbie połączenia się ze mną. Miałam także jedną wiadomość od Evana.
"Meg. Nie mogę dodzwonić się do ciebie. Mam pytanie. Przyjdziesz za tydzień w sobotę na moje urodziny?"
Ah no tak. Evan ma w następną sobotę urodziny.
"Oczywiście, że przyjdę".
Lubię go i jest moim bardzo dobrym kumplem. Nie ma mowy, że nie pojawię się tam na jego imprezie.
"Sheryl też będzie?"
"Tak. Na którą?"
"O 07:00 PM"
Umyłam ręce i wyszłam z łazienki. Nie chciało mi się dzisiaj brać prysznica, bo byłam zmęczona i śpiąca, więc ustawiłam budzik o godzinę wcześniej i po rozebraniu, położyłam się na łóżku. Zapaliłam światełka, które są przyczepione przy ścianie. Po chwili zasnęłam.
– Wyłącz się – uderzałam na oślep po szafce, lecz to na nic. Zapomniałam, że telefon zostawiłam na biurku, bo wiedziałam iż spróbuję wyłączyć urządzenie.
Zaspana wstałam i wyłączyłam to cholerstwo. Z szuflady wyjęłam bieliznę, a z szafy stare spodnie i koszulkę z kotkami.
W łazience załatwiłam swoje potrzeby, a następnie umyłam się, ubrałam oraz pomalowałam. Na koniec zostawiłam wysuszenie włosów. Nie wyglądałam tak źle.
Lauren właśnie brała prysznic dlatego postanowiłam dzisiaj ja zrobić śniadanie. Postawiłam na jajecznicę ze szczypiorkiem. Zrobiłam jeszcze kawę. Poczekałam, aż Sheryl ubrana wejdzie do kuchni, abyśmy mogły razem zjeść posiłek.
– Moja kochana Parks zrobiła śniadanie. Jak cudownie.
Ucałowała mnie w policzek, a następnie usiadła naprzeciwko mnie. Kiedy zjadłyśmy, udałyśmy się do swoich pokoi. Dziś jest chłodno dlatego też z szafy zabrałam luźny, rozpinany sweter. Do torebki schowałam potrzebne mi rzeczy. Zanim wyszłam, wyłączyłam światełka zapalone w nocy.
W pracy był wyjątkowo mały ruch. Gdy nikt nie przychodził, siedziałam na telefonie lub czytałam czasopismo.
– Lauren – podeszłam do niej – Zapomniałabym. Evan w przyszłą sobote organizuje impreze urodzinową. Zaprosił nas.
– No to trzeba kupić mu jakiś prezent.
– Ale mamy jeszcze czas – przypomniałam.
Dziś wyjątkowo krótki. Przepraszam.
Przypominam o wattpadzie. Tam znajdziecie więcej moich historii, które prowadze
Jeśli chcecie, zaobserwujcie mnie na tt @luvlukex
Na instagramie @perfhemo
Pisz dalej.....jak najszybciej next!!!!
OdpowiedzUsuńBezsensu nie pisz tego dalej bo aż mi się nie dobre robi. To o Niallu było fajniejsze ale zepsułaś te opowiadania :/ sorka za krytykę i spam na blogu ale po to są komętarze aby wyrażać swoją opinie
OdpowiedzUsuńPopieram pierwszy komentarz .Nie moge się doczekać co dalej .:)
OdpowiedzUsuńMoże napiszesz coś jeszcze dzisiaj ?
OdpowiedzUsuńWeż się nie ośmieszaj. Tylko się kompromitujesz pisząc te denne rozdziały. Znalazłam tego bloga przez przypadek ale żałuje że przeczytałam ten rozdział D:
OdpowiedzUsuńZAJEBISTY. EJ wy anominki jak wam się coś nie podoba to wypier papier!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńzgadzam się z Roberta KaRa
UsuńZajebisty!
OdpowiedzUsuńDługo czekałam na ten rozdział : ))
Ale było warto jak zawsze :>
Uwielbiam twoje opowiadanie :P
Czekam bardzo na next i zapraszam do mnie : http://od-przyjazni-domilosci.blogspot.com/2014/06/rozdzia-14.html
Super .kiedy nastepny ?
OdpowiedzUsuńCZEKAM NA NEXT SUPER PISZESZ BŁAGAM NIE PRZESTAWAJ!
OdpowiedzUsuń