środa, 21 października 2015

Chapter 1

Po dwóch miesiącach od naszego ostatniego spotkania nie zmieniło się wiele. Chodzi mi o czasy przed spotkaniem w klubie. Jest... normalnie. Jakoś nie brakuje mi go. Za to Ross jest wspaniały. Spokojnie mogę go nazwać przyjacielem. Dzisiaj jestem z nim oraz Lauren umówiona do kina. A przynajmniej byłam z nimi. Moja kochana przyjaciółka rozchorowała się i nie przyjdzie. Puszczają jakiś film akcji, który szczerze mnie nie interesuje. Wolałabym obejrzeć jakąś dobrą komedię, ale tym razem miał wybierać Ross.
– Dzisiaj jesteś sami – oznajmiłam gdy podeszłam do blondyna.
– Czemu?
– Lau jest chora.
Uśmiechnął się chłopięco. Cudowny.
– No to chodźmy.
Złapanie za rękę uznałam jako gest przyjacielski. No bo przecież oni tak robią? Bez uczuciowo łapią się za ręce. Ale czy ja nic nie poczułam?
Chłopak zakupił bilety i jakieś przekąski.
Byłam mało zainteresowana tym co puścili. Jakieś szybkie samochody, strzelanina. To nie dla mnie.
– Nudzisz się? – zapytał blondyn.
– Ugh. Trochę.
– Ja też. Myślałem, że jest to ciekawsze.
– Wychodzimy?
Zgodziłam się i schylając głowę, wyszłam z sali. Z kina poszliśmy do parku. Przyjemny spacer był tym czego potrzebowałam w tej chwili. Nie licząc naszej pary, były tutaj jeszcze trzy inne. Pewnie wyglądaliśmy jak oni - trzymająca się za rękę para. Cóż, my nią nie byliśmy.
– O której musisz wrócić do domu?
– Mama mi nie powiedziała.
Nawiązałam to do mojej przyjaciółki. Często mi mówiła, ostatnio, kiedy mam wracać. To jest lekko irytujące, ale wiem, że martwi się o mnie. Nie chce, aby skończyła jak ostatnio na nieszczęsnej imprezie.
– Może wrócimy dłuższą drogą?
– Jasne. Czemu nie.
Wolnym krokiem wróciliśmy do mojego mieszkania. Przed budynkiem chciałam się już z nim pożegnać przytulasem. On jednak miał inny zamiar. Delikatnie naparł na moje wargi. Był to powolny pocałunek, który oddawałam z przyjemnością.
– Dobranoc – szepnął zanim na dobre poszedł.
Jak jakaś nienormalna wciskałam guzik przywołujący windę. Byłam podekscytowana tym co się wydarzyło. Jak Lauren usłyszy o tym to będzie skakała razem ze mną.
– Pocałował mnie – krzyknęłam wchodząc do domu. Lau wybiegła z salonu niedowierzając.
Mimo że była ona lekko osłabiona to cieszyła się razem ze mną.
– I jak było? Dobrze całuje? – dopytywała.
– Było tak słodko i delikatnie. A całuje wyśmienicie.
Zapiszczałyśmy razem jak trzynastolatki podczas swojego pierwszego buziaka.
– Będziecie słodką parą.
Wyobraziłam sobie nas jako związek. I no cóż, wyglądaliśmy dobrze razem.

Lauren była już zmęczona, dlatego zasnęła przed 21. Ja niedługo po niej.




WRÓCIŁAM
Zwiastun już niedługo pojawi się
Mam nadzieję, że pamiętacie jeszcze o mnie.

A co z tymi poprawionymi rozdziałami?
Jeszcze poprawiam. Więc nie radzę czytać ich. Uptzedzę was kiedy skończę, ale nie bójcie się będę także publikowała nowe rozdziały Return

Pozdrawiam was

piątek, 9 stycznia 2015

Chapter 12

Ściągnięcie biblioteki na telefon, był najlepszym pomysłem. Teraz mogę czytać sobie co zechcę, zamiast nudzić się w samemu w pokoju. Jednak wciąż myślami wracałam do tego co wyznał mi Harry. Zayn naprawdę przeprosił mnie nie zmuszany przez nikogo.
Lecz czemu skłamał? 
Cóż odpowiedzi na pewno nie da mi "Love, Rosi", którą w tym momencie czytam.
Jak co dzień do moich drzwi zapukał Malik i poinformował o kolacji. Zanim jednak wyszedł zatrzymałam go.
– Czemu mnie okłamałeś? - wale prosto z mostu.
– Słucham?
Zdziwnie w głosie było niemalże namacalne. Jest, aż taki nie kumaty?
– Wczoraj przeprosiłeś mnie, a następnie okłamałeś, że zostałeś do tego zmuszony przez Harry`ego – przypomniałam – Czemu!
Zamknął drzwi i podszedł do łóżka. Widać było, że walczył sam ze sobą we własnych myślach. Miałam nadzieję, że jednak powie mi. 
– Ja... Nie wiem. Tak po prostu. Czułem, że powinienem.
Uniosłam jedną brew i wciąż przypatrywałam się jemu.
– Ale wiesz przynajmniej za co mnie przepraszasz?
– Za uderzenie ciebie – okazał jakby skruchę – Jednak wkurzyłem się. 
– A ja co miałam powiedzieć?
Ugh. Wdech. Wydech. Czułam jak powoli wzrasta mi ciśnienie.
– Zostałam wywieziona na drugi koniec świata. I wciąż nie wiem dlaczego.
Niech zrozumie przez dobór moich słów, że oczekuję wyjaśnienia na ten temat. 
– Mam wrogów w mieście. Dowiedzieli się o tobie i cóż - próbowali cię skrzywdzić. Tutaj jesteś bezpieczna.
Mimo że miało być to dla mojego dobra, wciąż była to jego wina. Przez tego dupka zagraża mi coś. Nie poznając Zayna Malika żyłabym wcześniejszym życiem. A może to po prostu przeznaczenie? Kto wie?
– Dziękuję – wyszeptałam.
Należy mu się to jedno, proste - a jednak ważne - słowo.


Od wyjaśnienia sprawy relacja moja oraz Zayna uległa poprawie. Mimo że na początku jeszcze się kłóciliśmy to Styles próbował złagodzić sytuację.
Obecnie zaciągnęłam ich do sprzątania, no bo jak się okazało ten dom należy do kumpla Zayna, który wyleciał do Grecji na wakacje. Ja natomiast spędzam to popołudnie na basenie. Harry kupił mi, dość skąpy, kostium kąpielowy. Ale jednak lepsze to niż bielizna. Postanowiłam choć trochę skorzystać z tak słonecznej pogody i w końcy opalić się. W końcu w Londynie nie otrzymam pięknie opalonej skóry. Przymknęłam na moment oczy i nie wiadomo kiedy zasnęłam. 
– Megan. Obudź się.
Miałam lekki sen, więc szybko wróciłam do rzeczywistości. 
– Zapowiada się na burzę. 
Automatycznie spojrzałam w górę. Cóż - zachmurzyło się, a powietrze jest cięższe niż wcześniej.
Wróciliśmy do domu. Na całym parterze roznosił się zapach grzanek, spalonych.
Nie chcąc wtrącać się w to weszłam do łazienki w celu zmycia dzisiejszego dnia. Niestety i w tym przerwano mi.
Ogromny pająk znajdował się pod prysznicem. Krzyknęłam ile sił w płucach. Po chwili wbiegł Zayn. Nie musiałam nic mówić, bo z oddali było widać tego potwora.
Byłam przerażona. Nie wiedziałam nawet jak to zabić. 
– Pieprzona Australia – mruknął Malik.
Powoli sięgnął po słuchawkę prysznicową i ustawiając na wrzącą wodę, polał pająka. Z piskiem wybiegłam na korytarz.
– Gotowe.
W ręku trzymał papier, w którym zapewne był zawinięty pająk.
Z lekką niepewnością wróciłam do pomieszczenia. Dopiero wzięłam prysznic, gdy sprawdziłam każdy zakamarek.
Powoli już zasypiałam, aż w końcu zasnęłam na dobre.
Przeraźliwy grzmot zbudził mnie. Pewnie ja też obudziłam innym swoim krzykiem. Nie myliłam się. Po chwili przybiegł Zayn. 
– Nie ma światła.
Byłam jeszcze lekko wystraszona burzą, aby ta wiadomość do mnie dotarła.
– Zostań ze mną.
Grzmot.
Ułożył się obok mnie przyciągając do siebie. 
Grzmot.
– Nie masz się czego bać. 
Prychnęłam. Przecież piorun może trafić w ten dom i możemy zginąć. Nie mam się czego bać.
Siedzieliśmy w ciszy. Przyjemnej ciszy. Po dłonią czułam bijące serce, bo leżałam na torsie mężczyzny.
– Ile masz lat? – zapytał.
– 19.
– Czemu nie chodzisz do szkoły?
– Skończyłam maturę i teraz pracuję na studia.
– Gdzie są twoi rodzice?
Trudny temat. Rzadko o nim mówię.
– Ugh... Nie mieszkam z nimi i tyle – oschle skończyłam, ale miałam dziwne poczucie winy. Przecież on o tym nie wiedział – A ty czemu jesteś taki? No wiesz, zły.
– Kiedyś w szkole wpadłem w złe grono. Zacząłem ćpać i pić. Bali się mnie, a ja to polubiłem. Poznałem chłopaków i tak o to jestem.
Przeanalizowałam sobie to co powiedział. Jest on takim dupkiem przez jakąś bandę gówniarzy. To smutne. 
– Czemu nie staniesz się normalny?
– Jestem przyzwyczajony do tego co jest teraz.
– A co z policją? 
– Louis ma znajomego w tej budzie. Maskuje wszystko za sprawą pieniędzy.
I na dodatek mamy gównianą policję w tym mieście.
Po przemyśleniu o co mogłabym go jeszcze spytać stwierdziłam, że zapytam o wiek.
– Mam 24 – odpowiedział – Skoro mieszkasz bez rodziców i pracujesz, aby zacząć studia to jak opłacasz mieszkanie?
– To mieszkanie Lauren. Zostało kupione przez jej rodzinę i tak o to nie płacę.

Tą noc mogę zaliczyć to chwili zwierzeń. Dowiedziałam się nie których spraw. Jednak zostało jeszcze kilka, na które nie chce odpowiedzieć. Podobnie jak ja. Nie ufam mu w stu procentach. 

Kolejny dzień był pochmurny. Trzeba było zostać w domu, bo trawa mokra była od deszczu i było prawdopodobieństwo, że po raz kolejny lunie deszczem.
– Co chcesz dzisiaj na obiad?
W salonie pojawił się Harry.
– Nie mam ochoty na jedzenie. Dla mnie nie rób.
– Zayn też nie będzie jadł, więc nie robię.
Powróciłam do oglądania jakiegoś teleturnieju w telewizji. Nie usłyszałam jednego pytania, bo Zayn wydarł się na cały dom. 
– Harry. 

środa, 24 grudnia 2014

Chapter 11

Piękny zapach kawy rozniósł się po kuchni w momencie, w którym otworzyłam pojemnik. Z przyjemnością powąchałam ją.
W dwóch kubkach zrobiłam napój, ale gdy miałam już je brać, dwie ręce, które znalazły się na moich biodrach, skutecznie mi to utrudniły.
– Niall, już zrobiłam dla ciebie kawę, więc mnie puść.
W jednej chwili uścisk się wzmocnił. Od razu zrozumiał, że to wcale nie był Niall, a Zayn.
– A więc już nie odróżniasz nas? Wolisz jego towarzystwo? – szeptał, ale można było usłyszeć w jego głosie grozę. Zrzucił kubek, który z hukiem uderzył o podłogę. Z wielkim trudem powstrzymałam się, aby nie krzyknąć, bo gorący napój wylał się na moje stopy, a kawałki szkła wbiły w skórę. Zły spłynęły po moich policzkach ze strachu i bólu.
– Zayn – z oddali zauważyłam blondyna.
– Wyjdź i nie przeszkadzaj.
Nie spojrzał nawet w tamtym kierunku. Wciąż spoglądał wściekle w moje zapłakane oczy.
– Może powinienem odesłać twojego Horana do domu, a przysłać kogoś innego?
Zaprzeczyłam powoli.
– Albo nikogo? Zostalibyśmy sami. Co ty na to?
Zapłakałam głośniej. Chciałam, aby mnie puścił i zostawił.
– Pro-proszę zostaw. Zostaw mnie.
Popchnął mnie na ziemię, a po kilku chwilach usłyszałam trzask drzwi frontowych.
Płakałam tak długo, aż Niall nie przybiegł. Zaklną pod nosem i podniósł mnie. W łazience dopiero zajął się moja poparzoną stopą. Wyłam z bólu, gdy wyjmował szkiełka i układał kompres. Kolejne minuty spędził na uspakajaniu mnie. Byłam śpiąca i wyczerpana tym wszystkim. Modliłam się o to, aby wrócić do domu i już nigdy go nie zobaczyć.
Blondyn został ze mną, aż nie zasnęłam.

Na dole znalazłam się dopiero dwa dni później. Horan przynosił mi jedzenie, a kiedy wychodziłam do łazienki robiłam to cichutko, abym nie została usłyszana. Wolałam unikać go. Noga już tak bardzo mnie nie bolała, ale wciąż czuję jakby ktoś wbijał mi małe igiełki w skórę. Jednak żałowałam, że ten ostatni raz nie wykorzystałam Nialla. Do domu wrócił czarnowłosy. Stanęłam przy ścianie tak, aby mnie nie widział. Los jednak chciał, że zawrócił, gdy był już przy schodach. Szeroko, lecz sztucznie uśmiechnął się.
– Kogo my tu mamy – zaświergotał.
– Nie Zayn. Błagam.
– Tęskniłem.
W mgnieniu oka znalazł się przede mną i powoli pochylał głowę w moją stronę.
– Pięknie pachniesz.
Delikatnie kręciłam głową boki, jakbym chciała wyrzucić myśli z głowy, a to była jedynie reakcja na strach.
– Puść mnie.
Pisnęłabym, gdy mocniej złapał moje biodra.
– Kochan...
– Zayn. Chodź tutaj. To ważne.
Moim zbawieniem okazał się blond anioł.
Warknął coś niezrozumiałego, jednak zostawił mnie w spokoju i skierował się do pokoju Nialla.
Uciekłam szybko do siebie i zamknęłam.

Ciche pukanie do drzwi przerwało mi w rysowaniu jakiegoś rysunku na kartce. Na początku pomyślałam, że to Malik, ale głos słodkiego mężczyzny przekonał mnie do tego, że mogę go wpuścić.
– Usiądź – zła mina oznaczała kłopoty – Muszę wracać.
Zerwałam się na równe nogi i w proteście tupnęłam stopą.
– Nie, nie możesz.
– Muszę. Tam też mnie potrzebują. Przylatuje tutaj Harry w zamian za mnie.
Poczułam łzy w oczach. Nie chciałam zostawić z nim sama, mimo że jakiś tam Harry będzie obok. Przeczuwał coś złego w ich towarzystwie.
Przytuliłam go najmocniej jak się dało, a ten padł na miękką pościel.
–  W szafce jest ładowarka do twojego telefonu. Dzwoń jakby coś – skinęłam głową. – Muszę iść się spakować.
Przedłużyłam uścisk, aż w końcu go puściłam.
– Obiecuję, że wrócisz szybciej niż ci się zdaje.
Posłałam mu słaby uśmiech. Nie chcę, aby mnie zostawiał. Przy nim czuję się bezpieczna. Myślę, że w jakiś sposób mu zaufałam. Zostanę teraz sama z Zaynem. Nie wiadomo kiedy przyleci ten Harry. Przecież od Australii do Anglii jest jakieś 16. godzin lotu. Czy coś w tym deseń.
Głowa mnie rozbolała od tego wszystkiego jeszcze bardziej. Położyłam się na boku i po pewnym czasie zasnęłam.

– Meg.
Lekkie szturchanie wybudziło mnie ze snu, dlatego od razu wiedziałam, że obudzić mógł mnie jedynie blondyn.
– Muszę już jechać na lotnisko, więc przyszedłem się pożegnać.
Usiadłam powoli i kolejny raz tego dnia przytuliłam mocno Nialla. Najchętniej to bym przywiązała go do łózka i nie pozwoliła nigdzie lecieć, bo jedyna osoba, która powinna zniknąć to Malik.
– Będę tęsknić.
Nie wiem czemu to powiedziałam, ale czułam, że tak powinno być.
– Oh mała. Ja też. Uważaj na siebie.
Pocałował mnie w czoło i z żalem wyszedł najpierw z pokoju, a następnie z domu.
Nasłuchiwałam ciszy. Wydawałoby się, że jestem sama w domu, ale to jest niemożliwe. Sprawdziłam szafkę, w której rzekomo ma być moja ładowarka. Niall nie żartował. Podłączyłam swój telefon i od razu wyskoczyły mi nowe wiadomości. Odpisałam na pierwsze wiadomości od mojej przyjaciółki. Zostały trzy od nieznanego numeru. Zapytałam się kim jest.

Nieznany: Ross.

Uśmiechnęłam się sama do siebie. Ale przypomniałam sobie, że nie podawałam mu mojego numeru telefonu.

Ja: Jak znalazłeś mój numer telefonu?

Ross: Mam swoje sposoby.

Zapewne dostał od którejś z dziewczyn z pracy.

Ja: Stalkujesz mnie.

Ross: W rzeczy samej.

Nie odpisałam, bo usłyszałam kroki.
Położyłam telefon na podłodze i ułożyłam się na łóżku, udając, że śpię. Drzwi lekko uchyliły się, a później cicho zamknęły. Pewnie sprawdził czy jestem. Czy nie uciekłam, ale gdzie bym mogła? Jestem w pieprzonej Australii. Nie mam pieniędzy, dokumentów. Nic.

Kolejnego dnia, gdy siedziałam na kanapie w salonie usłyszałam, jak ktoś wchodzi do domu. Nie ruszyłam się, bo wiedziałam, że to jest Harry. Rzucił torbę na podłogę i w butach chodził po panelach. Lekko mnie to zirytowało, ale nie odezwałam się.
– Cześć mała.
Ty jesteś mały.
Zebrałam telefon ze stołu, wracając do swojej przestrzeni.
Wyjrzałam zza okna na ogór i aż mnie kusiło, aby wyjść i zamoczyć nogi w basenie, który tam się znajdował.
Oddałam się pokusie i zanim wyszłam na dwór, zmieniłam legginsy na shorty. Było ciepło, a woda letniawa. Idealnie ochładzała moje ciało. Nabrałam ochoty na całkowite wejście do wody. Wiem, że nie mam tutaj żadnego kostiumu, ale nie zrezygnuje z tego. Rozebrałam się do bielizny i wskoczyłam do wody. Przeszedł po mnie dreszcz, ale minęła chwila, a się przyzwyczaiłam.
Pływałam z jednego końca, na drugi. Przynajmniej trochę poćwiczę, bo jednak troszkę przytyłam. Byłam zbyt zajęta tym, aby dopłynąć do murka, że nie usłyszałam jak drzwi od tarasu otwierają się, a mężczyźni siadają na leżakach.
Nie powiem - kiedy ich zauważyłam, lekko się wystraszyłam.
– Nie przerywaj sobie – odezwał się Zayn.
Czy usłyszałam, jakby kpinę w jego głosie? O co mu teraz chodzi? Zapewne już rozmawiał na mój temat z szatynem. Prychnęłam na tyle głośno, aby usłyszał. Straciłam ochotę na cokolwiek. Wyszłam z wody po schódkach i wróciłam do domu. Ochlapałam całą podłogę w drodze do łazienki, ale tym akurta się nie przejmowałam. Ważne było tylko to, żebym była już ubrana.

Telefon zawibrował, a ja z ociąganiem po niego sięgnęłam. W skrzynce czekała na mnie wiadomość od Rossa.

Ross: Baby gdzie jesteś?

Ja: To moja słodka wiadomość

Ross: Proszę.

Zaśmiałam się do siebie i kiedy miałam mu odpisać do pokoju wparował brunet.
– Zaraz obiad, więc zejdź na dół.
I wyszedł.
Westchnęłam przeciągle i w dość dziwaczny sposób zeszłam z łóżka, aby następnie to samo zrobić na schodach. Mężczyźni, którzy zawzięcie o czymś rozmawiali, zamilkli, gdy tylko pojawiłam się w salonie. Wszystko było już wyłożone. Czekali tylko na mnie. Grzecznie usiadłam na przeciwko nich. Byłam naprawdę głodna, a zapach sosu serowego kusił. Nałożyłam sobie porcję kurczaka i zabrałam za jedzenie.
Oczywiście po posiłku sprzątnęłam po sobie i tak jak każdego dnia poszłam na górę. Jednak dzisiejsze popołudnie - a może nawet to i wieczór - nie było jak zawsze. Tym razem ktoś odwiedził mnie w moim królestwie.
– Można? – zapytał.
Spojrzałam na niego jak na idiotę.
– Ja... Um. Chciałem... No
Powie w końcu to? Ma problem z mówieniem?
– Chciałem cię przeprosić.
Niemalże zakrztusiłam się własną śliną. On przeprasza? Niemożliwe. Powiedzcie mi, że to nagraliście.
Jednak jest pod podziwem. Szkoda, że tak późno rozum mu wrócił.
– Nie wiem co powiedzieć – przyznałam.
– To Harry zmusił mnie do przeproszenia cię.
I bańka prysła. Ale jednak wciąż byłam zdziwiona. Harry zmusza Zayna do przeproszenia mnie? Dziwne.
– Idź sobie lepiej.
Powróciłam do leżenia i patrzenia na okno. W odbiciu mogłam zobaczyć jak spuszcza głowę i wychodzi. Cały czas zastanawiam się czemu Harry zmusił go do tego. Nie zna mnie, a jakby stanął w mojej obronie? To naprawdę dziwne.

Cały ranek przesiedziałam w kuchni. Piłam w spokoju kawę co jakiś czas przegryzając ciastkiem.
– Cześć mała.
Oh, znowu? Nie jest mała!
Ale skoro jesteśmy sami to mogę zapytać o wczorajsze wydarzenie. Cały czas mnie to nurtuje.
– Um... Harry – wstałam, aby być chociaż w jakimś stopniu jego wysokości. Cóż jestem jednak niższa o głowę.
– Co?
– Czemu wczoraj kazałeś Zaynowi mnie przeprosić?
Zmieszanie i konsternacja wynikła na jego twarzy. Najwyraźniej nie wiedział o co biega.
– Słoneczko. Coś sobie ubzdurałaś. Ja nic mu nie kazałem.

niedziela, 30 listopada 2014

Chapter 10

Obudziły mnie promienie słoneczne wpadające przez okno. Zdziwiło mnie to, że jest tak słonecznie w Londynie. Rozejrzał się po nieznanym mi pokoju. Dopiero teraz w głowie zaświtały mi ostatnie chwile. Ktoś wstrzyknął mi coś w szyję.
Ciekawa, a jednocześnie wystraszona wyszłam na korytarz, a następnie schodami w dół. Tam dopiero spotkałam Zayna.
– Gdzie ja jestem? Co się stało?
– Jesteśmy w Australii. Uśpiłem cię – wzruszył ramionami, jak gdyby mówił o pogodzie na dworze.
No trzymajcie mnie, bo zaraz mu przywalę. On jest nienormalny. To jest porwanie. 
– Ja wracam do Londynu. Teraz.
– Nie, nie wracasz – odłożył nóż, który przez cały czas trzymał w dłoni.
Prychnęłam zła. Przegiął tym porwaniem. Miałam ochotę komuś przywalić, a najchętniej jemu. W złości zrzuciłam szklankę, która znajdowała się na stole. Ta poleciała na ścianę, rozbijając się na setki małych kryształków.
Wbiegłam po schodach, ale zanim zniknęłam z jego pola widzenia, krzyknęłam.
– Jesteś tak wielkim idiotą i nienormalnym człowiekiem, że to się w głowie nie mieści.
W jednej chwili napięły mu się mięśnie, ruszając biegiem w moja stronę. Wystraszona wpadłam do pokoju. Nie widziałam żadnego klucza, więc usiadłam pod drzwiami zapierając nogami. 
Kilka razy uderzył oraz kopnął w drzwi, aż nie zostałam odepchnięta. Pociągnął mnie za włosy w górę, aż musiałam stać na paluszkach.
– Nie masz kurwa prawa nazywać mnie idiotą ty dziwko.
Słyszałam jak moje serce uderza coraz szybciej, a oddech uwiązł mi w gardle.
– J-ja. Prze-przepr...
Zostałam uderzona w lewy policzek i rzucona na podłogę.
Dopiero po tym zostawił mnie. Szlochałam leżąc na panelach. Potraktował mnie jakbym co najmniej zwyzywała go od najgorszych i dodatkowo uderzyła. Co mu się oczywiście należy.
Prawa skroń z lewym policzkiem bolały mnie niemiłosiernie.  Powoli podniosłam się i padłam na łóżko. 
Prawdopobnie minęło kilka godzin od kiedy Zayn uderzył mnie. Dopiero teraz postanowiłam wstać i choć trochę się rozejrzeć. Myślałam, że w tym pokoju znajdę co kolwiek do ubrania. Niestety. Pusto.
Przystawiłam ucho do drzwi, nasłuchując jakiegoś dźwięku. Jedynie słyszałam głośno grający telewizor na dole. Powoli, a jednocześnie ostrożnie otworzyłam drzwi. Na paluszkach przeszłam przez korytarz. Na początku pomyliłam się i weszłam do łazienki. Dopiero za drugim razem znalazłam kolejną sypialnię. Po zamknięciu pokoju zaczęłam poszukiwania. To tutaj znalazłam swoje ubrania, bieliznę oraz telefon. Sprawdziłam od razu SMS-y. Ostatni był wysłany do mojej przyjaciółki.
"Zayn zabiera mnie na krótkie wakacje. Zadzwonię do ciebie później"
– Odłóż ten telefon.
Dobiegł mnie męski głos. Nie myśląc nad niczym po prostu odrzuciłam urządzenie na łóżko.
– Widzisz kochanie? Wystarczyło raz uderzyć, a zrobiłaś się milutka.
Dotknął palcami mojego policzka, lekko go gładząc.
– Zrobiłem kolację.
– N-nie jestem głodna – w końcu odezwałam się.
– Jesteś czy nie jesteś. Masz zaraz przyjść na dół.
Rozkazał, po czym wyszedł. Poszłam do niego dopiero, gdy lekko opanowałam swoje szalejące serce. Na stole leżały naczynia dla dwóch osób. Usiadłam przed jednym z talerzy, ale nawet nie chciałam sprawdzać co jest na kolację. Z wszedł Zayn z kartonem soku w dłoni. 
Cała kolacja minęła w ciszy. Było jedynie słychać uderzanie widelcem o talerz. Gdy tylko Malik zjadł jak poparzona wstałam od stołu. Nie miałam ochoty na dzisiejszy prysznic, dlatego też od razu położyłam się na łóżku. Leżałam, ale nie mogłam zasnąć. Myślę, że po godzinie do pokoju wszedł mężczyzna. Udawałam, że śpię, aby nic mi teraz nie zrobił.
– Meg? Śpisz? – szepnął – Przepraszam.
I wyszedł.


Po całej kuchni rozchodził się słodki zapach naleśników. Wyłączyłam palnik, gdy w kuchni znalazł się Zayn. Zostawiłam jego porcję na blacie, a swoją zabrałam do sypialni. 
Pukanie do drzwi przerwało mi mój spokój. 
– Mogę? – nie – Ugh... Ja chciałbym cię przeprosić za wczoraj. To nie tak, że wywiozłem cię, bo tak mi się podoba. Tu chodziło o to, że... mam wrogów w mieście. Zainteresowani tobą zaczęli węszyć.
Zakończył, a ja wciąż milczałam. Nie wiem czy, dlatego że wciąż się bałam, czy byłam zszokowana. Ktoś węszył w mojej sprawie? To mogłoby oznaczać, że mnie prześladowali. Poczułam się nieswojo.
– Zaraz wychodzę. Będzie z tobą siedział Niall.

– Jesteś tutaj?
Za drzwiami usłyszałam głos tego blondyna, który ma mnie "pilnować".
– Tak.
Nie jestem pewna czy usłyszał, przez mój szept.
Do sypialni wparował szczęśliwy blondyn. 
– Czemu siedzisz tutaj taka samotna? I co ty masz na twarzy?
Wtedy dopiero mogłam usłyszeć jego zmartwienie w głosie.
– Nic. Upadłam – skłamałam.
Westchnął głoś, a następnie usiadł obok mnie.
– To Zayn?
Nie odezwałam się, lecz przez moje milczenie sam sobie odpowiedział.
– On nie jest zły. Po prostu pogubił się.
– Ale czemu ja?
– Ugh... Nie mogę powiedzieć. Przepraszam.
Kiwnęłam głową w zrozumieniu. Wiem, że jak mi coś zdradzi, Zayn może coś zrobić blondynowi. Może uderzyć go tak jak i mnie.
– Wiesz co? Głodna jestem. A że to ty robisz dziś za moją niańkę to przygotuj coś.
Próbowałam w jakiś sposób złagodzić to wszystko. Prawdopodobnie tylko z nim tutaj mogę jakoś normalnie pogadać. Zaśmiał się i zasalutował wybiegając na korytarz. W lepszym humorze wyszłam w końcu ze swojej "groty". 
– Pizza będzie za trzy kwadranse.
– Mam tak długo czekać?
– Tak.
Poklepał miejsce obok siebie pokazując tym, abym usiadła. Niall przeskakiwał z jednego kanału na drugi. Cały czas mu coś nie pasowało, lecz gdy na ekranie ukazał się turniej golfa, zostawił.
– Serio? Niall to jest nudne. Włącz na jakiś film lub serial. Co kolwiek. 
Pomarudził sobie pod nosem, ale ja i tak wygrałam. 

– Pizza – krzyknął, po usłyszeniu dzwonka. Zgarnął pieniądze ze stołu i otworzył drzwi.
– Kto chce? – zapytał.
– Ja. Umieram z głodu.
Zjadłam łącznie trzy kawałki, a Niall resztę. Leniwie leżeliśmy w dziwnych pozycjach na obszernej kanapie.  Teraz aktualnie moja głowa spoczywała na jego kolanach. 
– Gdzie ty śpisz?
– Tutaj. Na dole jest moja sypialnia.
Wyciągnęłam rękę i po dotknięciu ich mogłam spokojnie stwierdzić, że często je farbuje. Były lekko szorstkie w dotyku. 
– Czemu farbujesz włosy?
– A czemu by nie? – wzruszył ramionami.
– Niszczysz włosy, albo używasz za dużo lakieru. I wyglądasz jakbyś miał 12. lat.
– Ale nie mam tylu. Jestem dojrzałam człowiekiem.
– W ciele dwunastolatka.
– Nie wszystko mam w rozmiarach dwunastoletniego chłopczyka.
Posłałam mu kuksańca w bok, a następnie podniosłam się i usiadłam mu na kolanach. Kiedy rozczochrałam jego włosy, zaczęłam układać tak, aby grzywka była na bok, a nie do góry.
Efekt końcowy był... śmieszny.
– Wyglądasz jak lesbijka.
Śmiałam się z niego w niebo głosy. 
Wtedy do domu wszedł Zayn. Jego twarz wykrzywiała się ze zdziwienia na wkurzoną. Zeszłam szybko z blondyna i powoli wycofałam się do schodów. Zanim ponownie zamknęłam się, usłyszałam stłumiony krzyk.
To przeze mnie. 


W nocy nie mogłam zmrużyć oka, bo zżerało mnie sumienie. Zayn wyżywał się na biednym Niallu, który nic nie zrobił. Ja jestem wszystkiemu winna.
Po cichutku wyszłam na dół i delikatnie zapukałam do drzwi sypialni blondyna. Odpowiedziała mi cisza. Wiedziałam jednak, że nie śpi, bo gdy weszłam, zauważyłam włączony telefon.
– Przepraszam – powiedziałam na wstępie. 
– Słucham? Za co?
Usiadł, opierając się o zagłowię łóżka. 
– Słyszałam jak Zayn na ciebie krzyczał. To z mojej winy.
– Nie bredź bzdur i chodź tutaj.
Podeszłam bliżej, ale to niebieskooki przyciągnął mnie jeszcze bliżej, aż w końcu usiadłam na miękkiej pościeli.
– On miał po prostu zły humor i był wkurzony o nieposprzątany pojemnik po pizzy.
Wiedziałam, że kłamie. Może i był on wybuchowy, ale nie tak, aby krzyczał o taką bzdurę, skoro sam nie jest czyścioszkiem. 
– Ty też jesteś tym czym jest Zayn?
Na początku nie zrozumiał, ale  gdy szepnął ciche "aaa" odpowiedział.
– Tak. Nie. To znaczy. Ja mu pomagam. Znajduję ludzi i informacje o nich.
– A więc mnie też szukałeś?
Nie odpowiedział od razu. Myślał przez kilka chwil. A może minut?
– W pewnym sensie nie.
– Czyli nie znasz mojego nazwiska. Daty urodzenia. Miejsca zamieszkania.
– Znam to, a nawet więcej – zaśmiałam się dźwięcznie – Co? Coś nie tak?
– To śmieszne. Ty wiesz wszystko o mnie, a ja o tobie nic.
– Horan. Niall Horan – wystawił mi rękę, która śmiało uścisnęłam.
Dość długo rozmawialiśmy dopóki nie poczułam zmęczenia i nie zasnęłam.

niedziela, 2 listopada 2014

Chapter 9

Miałam już kończyć swoją zmianę, gdy do lokalu wszedł blondyn.
– Oh. Jesteś – ucieszy podszedł do mnie.
– A gdzie miałam być?
– Przyszedłem wczoraj, ale ciebie nie było. Twoja koleżanka z pracy powiedziała mi, że pracujesz na rano.
– Ah no tak. Zapomniałam.
Posłałam mu przepraszający uśmiech, a w zamian tego on puścił mi oczko.
Z nudy układałam papierowe kubki na ladzie, a następnie stworzyłam z nich piramidkę. Ruch był mały, więc miałam chwilę na rozmowę z Rossem oraz zabawę kubkami.
– Lauren, Megan. Mogę was prosić na chwilkę?
Szef poprosił nas na do swojego gabinetu, w momencie w którym miałyśmy zbierać się do domu.
– Od następnego tygodnia planuję zrobić remont kawiarni. Między innymi zmienić wystrój lokalu i prawdopodobnie nazwę – wytłumaczył – Przez najbliższe dwa tygodnie macie wolne wraz z jutrzejszym dniem.
Zapiszczałam cicho co nie uszło uwadze szefa przez co zaśmiał się melodyjnie.
Po pożegnaniu z Rossem weszłam z  Lauren do samochodu, którym prowadziła.
Odgrzałyśmy wczorajszy obiad i wspólnie zjadłyśmy go. 
– Megan – przybiegła do mnie przyjaciółka – Dzwoniła moja babcia, ta z Irlandii. Prosiła mnie, abym przyleciała do niej na tydzień, gdyż potrzebuje pomocy.
– Oh. No to leć.
– Poradzisz sobie sama?
– Tak mamo – zażartowałam.
Posłała mi karcące spojrzenie i wyszła.
Nigdy nie lubiła, gdy tak mówiłam. Ale to prawda - czasami zachowuje się jak moja matka.
Włączyłam muzykę w słuchawkach, po czym zasnęłam.

Lauren miała zabukowany bilet na drugą w nocy, więc przed północą wyszła z mieszkania. Od tamtej pory nie mogę zasnąć. Próbowałam już wszystkiego, aby tylko znów popaść w sen. 
Po dziesiątej ktoś zadzwonił do drzwi, a ja ospała podeszłam, aby otworzyć. Moim niespodziewanym gościem był sam Zayn Malik. 
– Czego?
– A może tak milej?
– Nie.
Zostawiłam otworzone drzwi i wróciłam do salonu, gdzie wcześniej oglądałam nowy odcinek "Fucking It"
– Dowiedziałem się, że masz wolne z powodu remontu kawiarni.
– Szpiegujesz mnie?
– Kochanie, ja mam od tego ludzi – mrugnął do mnie i rozsiadł się na kanapie.
Byłam strasznie głodna, a nie miałam ochoty znów jeść pizzę czy chińszczyznę. Poza tym powinnam zacząć ćwiczyć, bo przytyłam kilka kilogramów.
Zaburczało mi w brzuchu na co spaliłam buraka. 
– Jadłaś coś dzisiaj? – zapytał.
– Tak.
– Nie kłam.
To po co się pytasz skoro znasz odpowiedź?
– Ubierz się. Zabiorę cię gdzieś.
Zdziwiona spoglądnęłam na niego, ale ten niewzruszony wciąż oglądał telewizję.
Podreptałam do pokoju, wyjmując pierwsze lepsze ubrania. Pomalowałam tylko rzęsy oraz usta, a włosy spięłam w kucyka. Telefon, który wcześniej spoczywał na łóżku, teraz znajdował się z torebce wraz z innymi pierdołami.
– Gdzie jest Lauren?
– Myślałam, że wiesz.
– Gdzie jest? – powtórz lekko zirytowany moim sarkazmem.
– Musiała polecieć do schorowanej babci
Kiwnął głową zamyślony, aż w końcu wyszedł z mojego mieszkania. Zanim i ja to zrobiłam, sprawdziłam czy Coco ma jedzenie oraz mleko.
– Gdzie mnie zabierasz?
– Na obiad do restauracji.
Oh. Mam nadzieję, że to będzie jakaś typowa knajpka.
Samochód zatrzymał się na parkingu w pobliżu restauracji, w której nie miałam jeszcze okazji jeść, bo cóż - było za drogo.
– Ja tam nie wchodzę – zaprotestowałam.
– Wchodzisz.
– Nie.
– Mam już zamówiony stolik, więc nie żartuj sobie tylko idź.
Jak to zamówiony? Skąd wiedział, że zechcę iść z nim na obiad? Ah, zapomniałam. On by mnie do tego zmusił. Sprawdził czy nic nie jedzie i przebiegłam przez ulicę. Malik otworzył mi drzwi, a następnie zaprowadził do mężczyzny w garniturze. 
– Na nazwisko Malik.
Sprawdził w swojej karcie i z uśmiechem zaprowadził nas do stolika oddalonego od reszty. Zayn grzecznie odsunął mi krzesło na którym usiadłam, a on sam zajął na przeciwko mnie miejsce. Kelner przyniósł nam karty, ale to co było tam zapisane  kompletnie nie rozumiałam. Zażenowana spojrzałam na Zayna, ale ten wciąż był zapatrzony w menu.
– Co państwo zamawiają?
– Caponata, a na deser Cannolo.
– Ja to samo.
Nie wiedziałam co to dokładniej, ale spróbuję nowych rzeczy.
– A więc jesteś cały tydzień sama?
– Um... Tak.
– Jak wspaniale.
Lekko wystraszona rozejrzałam się po lokalu. Przez kilka minut panowała cisza, więc z nudów zaczęłam bawić się krańcem bluzki.
Nasze dania zostały przyniesione po 25. minutach. Ze smakiem zjadłam wszystko z talerza i znów czekałam kilka chwil, aż przynieśli deser.
Nigdy nie jadłam czegoś tak dobrego. – Obiad smakował?
– Tak. Było niesamowite – przyznałam.
– Cieszę się. 
W spokoju wróciliśmy do mojego mieszkania. Gdy byłam w kuchni i szykowałam kawę dla mnie oraz Zayna, on musiałam na moment wyjść z pomieszczenia, aby odebrać telefon. 
– Louis... Tak... Przestań kurwa... Nie... Muszę coś innego wymyśleć... Ja już więcej razy się w to nie wpakuje... Do jutra stary – zakończył połączenie, a ja znów wróciłam do tego co robiłam.

Reszta dni spędziłam z Malikiem na kanapie. Było zwyczajnie. Nie robił czegoś co by mi się nie spodobało. Po prostu oglądaliśmy filmy. Oczywiście, gdy chciałam, aby wyszedł już, on zaprzeczył i wpakował się do mojego łóżka. Ubrana w piżamę weszłam pod kołdrę. Zanim jednak zasnęłam poczułam dłoń na moim biodrze.


– Jak to kurwa go widziałeś? – krzyk wyrwał mnie ze snu.
– Zaraz tam będę.
Po otworzeniu oczu, ponownie je zamknęłam. Cały pokój był rozświetlony przez  promyki słoneczne.
– Muszę iść.
Mruknęłam coś w odpowiedzi i znów otworzyłam oczy. Widziałam jak ubiera spodnie i przeciąga bluzkę przez głowę. Następnie szybko wyszedł, a po minucie trzask drzwi frontowych.
Rzuciłam się ponownie na poduszki.  Muszę iść dzisiaj na zakupy, aby kupić coś do jedzenia. Ale tak bardzo nie chcę wychodzić z łóżka. Poleżałam sobie jeszcze kilka minut, aż w końcu wstałam. Ubrana w dresy i wysokiego kucyka wyszłam do sklepu, który znajdował się niedaleko. 
Po kilkudziesięciu minutach wracałam już z siatkami. Miałam mały problem z windą, a później otworzeniem drzwi. Po rozpakowaniu produktów i nakarmieniu mojej kotki usiadłam z telefonem na fotelu.
Trzask drzwi wystraszył mnie, ale kiedy zauważyłam kruczoczarnego mężczyznę trochę się uspokoiłam.
Podszedł do mnie i przytrzymał. Nie zdążyłam jeszcze zlokalizować co się dzieje, a wstrzyknięto mi coś w szyję. Dość szybko straciłam przytomność.

niedziela, 12 października 2014

Chapter 8

Przez pół dnia ignorowałam Zayna jak tylko się dało. Wkurzał się bardzo. Najwyraźniej nie lubi być ignorowanym. Cóż, ja też. 
Zbliżała się godzina trzynasta, więc powoli szykowałam się do pracy. Uznałam, że nie będę robiła dzisiaj sobie żadnego jedzenia, a kupię sobie coś w sklepie. 
– O której kończysz? – ponownie tego dnia Zayn pytał się o coś. Ja z kolejny ponownie tego dnia nie odpowiedziałam.
– Do cholerny jasnej. Mam już dość – krzyczał Malik – Przestań mnie ignorować.
Zaśmiałam się i dalej kończyłam swój makijaż. Zanim wyszłam z łazienki, pochowałam wszystko do kosmetyczki.
Sprawdziłam czy wszystko mam w torebce. Za kilka minut mam mieć autobus, więc postanowiłam już wychodzić.
– Wychodź – zarządałam
Posłusznie pokierował się do wyjścia i miałam nadzieję, że więcej go już dzisiaj nie zobaczę. Niestety. Przy krawężniku dostrzegłam czarne BMW. Wiedziałam już, że będzie chciał mnie podwieźć do pracy. Ponownie ignorując go ruszyłam na przystanek autobusowy. 
Zostało mi jeszcze kilka metrów na miejsce, kiedy po mojej prawej stronie pojawił się samochód.
– Wsiadaj – rzekł.
Przyśpieszyłam kroku, a BMW zatrzymało się. Później wszystko działo się bardzo szybko. Trzask drzwi. Podniesienie mnie. Zamknięcie w samochodzie.
– Więc będziesz mnie cały czas ignorować?
Oczywiście.
– Za to co powiedziałem wczoraj?
Tak.
– Zachowujesz się jak dziecko.
A ty jak głupi nastolatek.

Nie podziękowałam mu, gdy wysiadałam z auta.
 No bo czemu? To on mnie zawiózł bez mojej zgody.
Specjalnie trzasnęłam drzwiami czarnego BMW i weszłam do kawiarni. Za ladą stała Lauren, więc podeszłam do niej, aby wziąć za nią zmianę. Założyłam fartuszek i po wyjaśnieniu przez Lauren wszystkiego zabrałam się do roboty. Zrobiłam wcześniej zamówione przez klientów kawy i zabrałam się za przygotowanie nowych. Dopiero po szesnastej ruch trochę opadł, więc miałam chwilę przerwy. Will, który dzisiaj pracował ze mną, poszedł do pobliskich delikatesów, więc poprosiłam go, aby kupił mi sałatkę makaronową. 
– Cześć piękna.
Przede mną usiadł blondyn z grzywką na czoło. Słodko się uśmiechał w moją stronę.
– Poproszę kawę cynamonową. Na miejscu – dodał.
Kiwnęłam głową i zabrałam się do robienia kawy. Postawiłam przez mężczyzną napój i usiadłam na swoim krześle za ladą.
– O której kończysz mała?
– A co? Chcesz mnie porwać?
– Taką piękną kobietę mogę porywać codziennie.
Uśmiechnęłam się promiennie. Było mi miło. 
– Kończę za półtora godziny. 
– To dobrze.
Przyszli kolejni klienci, więc musiałam oderwać się od mojego magazynu i ponownie zacząć robić kawę.  Cały czas czułam na sobie wzrok zapewne blondyna, który siedział cały czas przy ladzie. Nie myliłam się. Uśmiechał się słodko co jakiś czas popijając swój gorący napój. 
– Twoja kawa jest najlepsza – pochwalił mnie – To może teraz zamówię zieloną herbatę.
Musiałam iść do spiżarni po herbatę, która skończył się. Przy filiżance na talerzyku położyłam saszetkę z brązowym cukrem. Z uśmiechem od ucha do ucha podałam mu kubek. 

Kończyłam już pracę, ale przypomniało mi się, że mam zostać dłużej, aby posprzątać, bo dzień wcześniej wyszłam szybciej.
Lokal był już prawie pusty, oprócz tajemniczego blondyna, którego imienia wciąż nie znam. Pozamiatałam podłogę, na którą wcześniej zrzuciłam okruszki ze stołów. 
Naczynia poukładałam w na swoich miejscach i szczęśliwa stwierdziłam, że mogę już iść do domu.
– Proszę pana.
– Ross – przerwał.
– Zamykamy – dokończyłam.
Wyszedł, ale wciąż czekał. Całe niebo było już czarne, ale ulica nie była pusta, ani ciemna. Oświetlały ją lampy oraz migające nazwy sklepów.
– Czym wracasz?
– Autobusem.
– Podwieźć cię? – zaproponował.
– Jesteś nieznaną mi osobą. Skąd mogę wiedzieć czy nie jesteś mordercą?  Przecież kilka godzin spędziłeś w kawiarni czekając na mnie.
– Czy wyglądam na groźnego mężczyznę?
– Nie.
Zaśmiał się i ponownie zaproponował podwózkę, lecz tym razem zgodziłam się, bo nie miałam jakoś ochoty wracać autobusem do domu. Wiem, że postąpiłam głupio, bo ostatnio, gdy wsiadłam z nieznanym do samochodu, skończyło się tym, że teraz prześladuje mnie. Na wszelki wypadek podałam mu ulice, która znajdował się przeciwlegle z moją. Nie chciałam, aby znał miejsce mojego zamieszkania. 
– To tutaj.
– Do zobaczenia jutro. Ponownie przyjdę i spróbuję tym razem czekolady – zapewnił.
– Prześladujesz mnie?
– Ciebie? Zawsze i wszędzie. 
Rozbawiona zamknęłam drzwiczki i poszłam do "mojego" domu. Dopiero, gdy znikł na zakręcie wyszłam z ukrycia, wracając do mieszkania.

W kuchni przywitała mnie blondynka robiąca moją ulubioną herbatę – Early Grey whit lemon.
Od razu poprosiłam ją, aby i mi zrobiła, gdzie ja w tym czasie poszłam się przebrać.
Jak co wieczór usiadłyśmy z kubkami na kanapie nie oglądając telewizji, a rozmawiając o dzisiejszym dniu. Opowiedziałam jej o Rossie, który zaciekawił mnie - a raczej jego zniewalający uśmiech. Ona zwiezyła mi się w sprawach jej i Chrisa. Okazało się, że wyjechał dzisiaj do rodziny na kilka dni.  Miło spędzony wieczór – choć mogę nazwać tą porę już nocą - zakończyłam długą kąpielą.

Do końca tygodnia jestem na pierwszą zmianę, więc to ja oraz Lauren otwierałyśmy kawiarenkę. 
*
Dzień minął bezproblemowo. Oczywiście przez kilka godzin zaklinałam dzień, w którym zaczęłam tu pracować. Praca jest męcząca i mam jej serdecznie dość. Ale chociaż, wiem jak trzeba natrudzić się, aby zarobić.
Dziś zrobiłam porządki z Lauren. Kolejna praca. Eh. Lecz przecież ubrania same nie wypiorą się lub podłoga nie będzie od tak czysta.
– Dzisiaj przychodzi Christian na kolację. Oczywiście w trójkę zjemy. 
– Więc co zamierzasz ugotować?
– Myślę, że carbonara. Zakupy zamówię przez internet.

Kolacja minęła w miłej atmosferze. Widziałam, że Lauren bardzo stara się o to, aby nie stracić Chrisa. On oczywiście także stara się o to. Aż miło patrzeć na nich.
Chciałam, aby posiedzieli sobie trochę ze sobą sam na sam, więc pozmywałam i wróciłam do siebie do pokoju.
Naszykowałam wszystko na jutro i po wieczornej toalecie zasnęłam.




Byłam wczoraj na show Janoskians
I było niesamowicie

Więc jeśli chcecie zobaczyć jak dotykam Jamesa to wbijajcie na mojego tt @luvlukex
Zobaczycie też filmiki i plakaty oraz to jak James trzyma moją flage

piątek, 5 września 2014

Chapter 7

Chris oraz Zayn kupili bilety wejściowe do wesołego miasteczka. Poczekałyśmy chwilę na nich, aż weszliśmy przez barierki.  
Zaliczyliśmy trzy pierwsze kolejki jakie były na początku, a po wacie cukrowej oraz dużym kubku pepsi i poszliśmy dalej.
– Idziemy na rollercoaster? – zapytał Christian.
 Byłam sceptycznie nastawiona na ten pomysł. Miałam słaby żołądek dlatego, więc nie lubię tej kolejki.
– Megan chodź, nie marudź – namawiała mnie Lauren.
– Nie idę. Nie pamiętasz co się stało ostatnio? – przypomniałam jej.
Dwójka mężczyzn spojrzeli na mnie zaciekawieni, myśląc, że opowiem im. Ha. Za żadne skarby świata.
Malik pochylił się ku mnie i zaczął szeptać mi na ucho, aby nikt nie usłyszał. 
– Wiesz kochanie? Wejdziesz na tą kolejkę nie niszcząc wieczoru swoimi humorkami. 
Prychnęłam na niego.
– Albo wsadzę cie do mojego samochodu i zabiorę do mnie. Tym razem nikt nam nie przeszkodzi.
Co za dupek. On chciałby coś takiego zrobić, tylko dlatego, że nie chce iść na tą pieprzoną kolejkę?
Absurd.
Zrezygnowana zgodziłam się, aby mieć święty spokój. Może, gdy zwymiotuję, to odeślą mnie do domu.
Ustawiliśmy się w kolejce i bez odzywania się do siebie, czekaliśmy. Można było usłyszeć pisk oraz krzyk ludzi, którzy właśnie jechali kolejką. Nieco wystraszyłam się. Brakowało tylko wszędzie ognia, tak jak jest to w kreskówkach. 
Siedziałam w drugim wagoniku razem z Malikem. Kilka razy chciał położyć rękę na moim kolanie lub udzie, ale w końcu wyszło na moim i zostawił mnie w spokoju. Może powinnam być bardziej odpychająca, ale z jednej strony coś mnie intryguje w tym mężczyźnie. Jestem niesamowicie ciekawa po co to robi. Po co mnie prześladuje oraz nachodzi. Taka mała część mnie chce się dowiedzieć, lecz jednak boję się.
– No to jedziemy.
Kolejka ruszyła wpierw powoli, aż z wielką prędkością zjechała w dół. Słyszałam tylko swój pisk. Zaczęło mnie mdlić. Czułam, że wszystko co dzisiaj zjadłam, ma zaraz znaleźć się na podłodze wagonika. Gdy tylko zatrzymaliśmy się, wybiegłam jak poparzona w stronę publicznej toalety. Zamknęłam się w jednej z kabin i wyrzuciłam wszystko co znajdowało się w moim żołądku. Poczułam się osłabiona. Usiadłam na podłodze wycieńczona.
– Megan? – krzyknęła Lauren.
To było pewne, że polecą za mną.
– W ostatniej kabinie – odpowiedziałam. 
Uniosłam rękę, aby otworzyć zamek. Po chwili drzwi otworzyły się, a w nich stanęła moja przyjaciółka. Za nia stali Zayn i Christian. 
– Wszystko dobrze?
Zaprzeczyłam. Było mi naprawdę nie dobrze. Teraz miałam ochotę położyć się. Mówiłam im, że nie chce, ale kto będzie mnie słuchał?
– Zabiorę ją do domu – zaoferował się Zayn.
Mimo że nie chcę by Zayn mnie odwoził, to także nie chcę, aby Lauren niszczyła sobie randkę przeze mnie. 
Z lekkim wahanie w głosie zgodziłam się. Wstałam, otrzepałam spodnie i ruszyłam do wyjścia. Po pożegnaniu z przyjaciółką i jej partnerem weszłam do samochodu Malika. 
– Znów będziemy sami.
– Jesteś chory. Kilka minut temu wymiotowałam, a ty już coś chcesz ode mnie – wytknęłam mu.
Zarechotał gardłowo. Co było w tym takiego śmiesznego?
– Przecież wymiotowanie to nie śmierć. Zjesz coś i będzie ci lepiej.
Zadrżałam. On sobie ze mnie kpi? Czemu on nie może znaleźć sobie innej dziewczyny? Tylko mnie. Mam tego dosyć. Ta cholerna impreza. 

Od dwóch godzin siedzimy w moim salonie. Żadne z nas nie odzywa się. Słychać jedynie telewizor, w którym leci "Inna". Dopiero, gdy miała do czegoś dojść, wzięłam pilot i przełączyłam.
– Oglądałem – oznajmił Zayn.
– Trudno.
Robiło się coraz później, ale nie chciałam zasypiać w swoim pokoju, bo wiem, że Malik będzie chciał dołączyć. Wolę zostać tutaj i czekać na Lauren, aż wróci. Ciał teraz jakiś film, mało ciekawy. Ułożyłam się wygodnie na kanapie i oglądałam dalej.

Film kończył się, a ja powoli zasypiałam. Lauren jeszcze nie przyszła, więc postanowiłam iść spać. Gdy chciałam wstać i pójść do swojego pokoju, lecz mężczyzna, który wciąż siedział u mnie, złapał mój nadgarstek. Pociągnął mnie, przez co wylądowałam na nim.
– Puść mnie.
Nie krzyczałam, a powiedziałam zrezygnowana. Nie miałam już siły na kolejną "walkę" z nim. Pokręcił przecząco głową. Westchnęłam, ale poczekałam, aż po prostu mnie puści. Nie zrobił tego, ale za to wziął mnie na ręce i sam zaniósł do pokoju. Oczywiście nie zostawił mnie w spokoju. Rzucił mną o łóżko, przez co zaskrzypiało oraz uderzyło o ścianę. Niemalże słyszałam jak moje serce mocno i szybko bije. Zayn zanim pochylił się nade mną, najpierw zdjął koszulę, spodnie i skarpetki. 
– C-co ty robisz? – zająkałam się.
– Już nie mogę wytrzymać.
Wtedy do mnie dotarło co on chciał ze mną zrobić. Zaczęłam się szarpać oraz krzyczeć. Zdarł ze mnie koszulkę. Krzyczałam coraz głośniej. Wierzgałam nogami. Próbowałam w jaki kolwiek sposób go zepchnąć.
– Megan.
Udało mi się uwolnić dłonie, mimo że Zayn trzymał mnie naprawdę mocno. Odepchnęłam go.
– Megan, proszę.
Wszystko zniknęło, a pojawiła się ciemność. Byłam znów w swoim pokoju, ale nade mną nie było Malika. Wystraszyłam się jednak, gdy zauważyłam, że jest obok mnie i trzyma moje ramię.
Natychmiast odkryłam się, aby spostrzec, że jestem w samej bieliźnie.
– To był tylko koszmar – uspakajający głos mężczyzny dobiegł do moich uszu.
Musiałam założyć coś na siebie. Z krzesła zabrałam moją koszulkę, a z szafy leginsy. Kiedy ubierałam się czułam przeszywający wzrok Zayna. Byłam jeszcze w lekkim szoku po koszmarze. Musiałam napić się kakaa. Natychmiast. Powoli i w ciemnościach wyszłam z pokoju w stronę kuchni.
Światło oślepiło mnie na początku, aż w końcu przyzwyczaiłam się. Wstawiłam mleko na gaz dodając kakao i cukier.
– Co ci się śniło?
W kuchni pojawił się kruczoczarny w samych bokserkach.
Przez moment nie odzywałam się, aż powiedziałam mu prawdę.
– Ty.
Nie widziałam go, ale wiedziałam, że stoi zaraz za mną.
– A co dokładniej?
Tym razem w ogóle nie odpowiedziałam. Nie chciałam. Nie mogłam.
– Zapytałam cię o coś.
Kakao było już zrobione, dlatego też przeszłam obok niego, aby wyjąć kubek. Chciałam w spokoju posiedzieć. Oczywiście niedane było mi to.
– Wróciła już Lauren?
– Została na noc u Christiana.
Mruknęłam coś pod nosem i dokończyłam picie gorącego napoju.
– To opowiesz mi swój sen? – spróbował jeszcze raz.
– Nie chcę o tym gadać.
O dziwo zrozumiał mnie i nie drążył dalej tego tematu. Która wogóle godzina? Spojrzałam na elektryczny zegarek – 03:57 AM
Jutro mam pracę. Przepraszam. Dziś mam pracę na ósmą, a jestem niewyspana oraz zmęczona. Może zamienię się z Amandą? Napisałam jej sms-a, bo wiedziałam, że później zapomnę.
– Dlaczego ja? – zapytałam, gdy cisza, która panowała w pomieszczeniu dobijała mnie.
– Słucham?
Najwyraźniej nie zrozumiał tak prostego pytania.
– Dlaczego wybrałeś mnie? Dziewczynę, która nigdy nic ci nie zrobiła.
Musiałam wiedzieć. Musiałam zrozumieć jego zamiary względem mnie.
– A dlaczego by nie? Jesteś ładna, chuda
– I tylko to się liczy dla ciebie? – przerwałam mu.
– W tych czasach tylko na to trzeba patrzeć.
Coś mną drgnęło. Jego tok rozumowania był płytki. Był zwykłym dupkiem. Jak można patrzeć tylko na wygląd? A gdzie charakter? Nie znoszę takich osób.
– Czyli jeśli byłabym brzydka, bądź gruba nie odezwałbyś się nawet?
– Nie.
Wściekła wstałam z siedzenia. Nie miałam ochoty przebywać z nim w jednym pokoju. Zamknięta w pokoju Lauren zasnęłam na jej łóżku.
Szablon by
InginiaXoXo